Dekada inflacji przed nami i nikt jej nie uniknie. Dlaczego czeka nas wzrost cen?

Coraz częściej napływają do nas pytania o tegoroczne prognozy inflacyjne. Konkretnie pytacie wprost o to, co to z tą inflacją będzie, gdy banki centralne tak szalenie pompowały pieniądze w gospodarki na początku pandemii. Sam temat inflacji, czy deflacji i ich zagrożeń opisywaliśmy już wielokrotnie. Na końcu wpisu zamieściłem też kilka linków do innych ciekawych wpisów na DNA poruszających ten temat. Teraz jednak skupię się nie tyle na najbliższym 2021 roku, ile na najbliższej dekadzie.
W 2020 roku w Polsce mieliśmy inflację najwyższą od czasu 2013 roku i sięgającą nawet 4,5% w skali roku i to w sytuacji, gdy nawet ceny paliw na rynku zauważalnie spadły. Jednak poziom 4%, pomimo że potrafi już uderzyć po kieszeni, nie sprawia jeszcze, że większość złapie się za głowę, a szkoda, bo 4% rocznie przez 10 lat to łącznie 50% spadku wartości nabywczej.
Utrzymujący się dziś poziom inflacji jest o tyle ciekawy, że sprawia wrażenie zarówno wysokiego, jak i niskiego. Czy bowiem coroczny ubytek wartości twoich oszczędności o 3% w sytuacji, gdy bankowe depozyty oprocentowane są na okrągłe 0%, to ubytek duży? Zdecydowanie tak. Czy jednak jest to inflacja wysoka, jeśli weźmiemy pod uwagę również to, że w światowe gospodarki wpompowano w ciągu ostatnich 10 lat tryliony dodatkowych dolarów? Niespecjalnie.
Milton Friedman powiedział niegdyś takie zdanie:
„Inflation is always and everywhere a monetary phenomenon in the sense that it is and can be produced only by a more rapid increase in the quantity of money than in output”
W wolnym tłumaczeniu mówi ono, że inflacja może być „wyprodukowana” w sytuacji, gdy wzrost ilości gotówki przewyższa wzrost produkcji. To między innymi dzięki monetarnej ideologii ekonomii, której pionierem był właśnie Friedman, opanowano inflacyjny kryzys w Stanach w latach 80-tych. Koncepcja zarządzania inflacją poprzez zarządzanie podażą pieniądza wydawała się właściwa i funkcjonująca do czasu ostatniego kryzysu finansowego z 2008 roku. Krach sprzed dekady kompletnie zmienił jednak podejście bankierów centralnych do wyzwania, jakim jest stabilizowanie krzywej wzrostu gospodarczego i wprowadził do finansowej rzeczywistości programy luzowania ilościowego oraz ujemne stopy procentowe (więcej na ten temat we wpisie „Banki drukują pieniądze! Co to w ogóle znaczy?”). Podaż pieniądza wzrosła w efekcie tych zabiegów ekstremalnie, a inflacja… nie.
Podaż pieniądza M2 w Unii Europejskiej (od 1993) i USA w latach 1960 – 2020

Miniony 2020 rok jest już ekstremalnym przykładem zwiększania podaży pieniądza w szalonym tempie. Blisko 20% wszystkich istniejących amerykańskich dolarów wprowadzono do obiegu tylko w ciągu tego pandemicznego roku. Dwadzieścia procent! Inflacja jednak nie drgnęła, a przynajmniej nie drgnęła w sposób adekwatny do tych działań. Friedman w późniejszych latach przyznał, co prawda, że być może związek pomiędzy podażą pieniądza a inflacją załamał się, jednak przy takiej skali dodruku pieniądza, brak zauważalnego wpływu na światową inflację w 2020 roku może budzić zdziwienie. Czy okazuje się, że można drukować gotówkę bez ograniczeń i rozwiązywać tym światowy problem biedy?!
Inflacja wymaga pieniądza w obiegu, a nie na rachunku
Rozsądnym wydaje się przecież założenie, że wzrost podaży pieniądza, czyli gotówki dostępnej do wydawania powinien przełożyć się na wzrost inflacji. Pełne równanie ilościowej teorii pieniądza wygląda jednak następująco: M * V = P * Y. Na poziom cen (P) wpływa więc nie tylko ilość samego pieniądza (M), ale również prędkość jego obiegu (V) oraz poziom realnej produkcji (Y). Poziom realnej produkcji ostatnio naturalnie w efekcie pandemii i narodowych kwarantann spadł. Ilość pieniądza w obiegu zdecydowanie wzrosła, czyli mamy dwa elementy pro-inflacyjne, a mimo to globalna inflacja trzymana jest w jako takich „ryzach”.
Do tej pory przyjmowało się, że prędkość obiegu gotówki w obiegu jest w równaniu powyżej stałą, podobnie jak cały popyt konsumentów na pieniądz. Ostatnio mocno się to jednak zmieniło. Pomimo gigantycznych programów pomocowych mających przeciwdziałać zamrożeniu gospodarek, które realizowali wszyscy od Polski, przez Europę, aż po Stany Zjednoczone, gdzie zdecydowano się nawet wysyłać pieniądze w kopertach do obywateli (tak, to nie żart i pisaliśmy o tym tutaj), skłonność konsumentów do wydawania mocno zmalała. Widać to chociażby na wykresie poniżej, który akurat dotyczy krajów Strefy Euro, ale w USA wygląda to bardzo podobnie.
Stopa oszczędności, wydatków konsumpcyjnych oraz dochodu rozporządzalnego w krajach
Strefy Euro w latach 2000 – 2020

Niepewność jutra sprawiła, że pomimo sutych transferów rządowych, ludzie pieniędzy nie wydawali, a oszczędzali. Same pieniądze na rachunku bankowym inflacji z kolei nie wywołają. Gdy jednak niepewność związana z pandemią minie (co pewnie nastąpi, gdy zaszczepiona zostanie odpowiednio duża część światowej populacji), to ta zaoszczędzona gotówka w dużym stopniu ruszy w obieg zwiększając obniżone dziś „V” z naszego równania. Nie wydaje mi się, żeby doprowadziło to do nagłego wystrzału inflacji, bo i skłonność konsumentów do uruchomienia tych oszczędności może być większa niż ich faktyczne możliwości.
W Polsce pandemia nie przełożyła się istotnie na wzrost bezrobocia, jak to miało miejsce w krajach Strefy Euro czy w USA, ale nie wierzę, żeby bezrobocie w 2021 roku nie wzrosło. Nasz rynek pracy jest stosunkowo nieelastyczny, a obecne zatrudnienie było trzymane m.in. przez to, że to utrzymanie zatrudnienia sprawia, że nie trzeba oddawać pieniędzy z rządowych programów pomocowych. Zwolnieni z tego obowiązku przedsiębiorcy w 2021 roku ruszą ze zwolnieniami. Rosnące z kolei bezrobocie wprost działać będzie z kolei pro-deflacyjnie, bo w krótkim terminie niższa siła przetargowa pracowników pozwala zatrzymać presję wzrostu płac, co z kolei ogranicza inflację. To dość znana zależność opisywana w ekonomii jako Krzywa Phillipsa, gdzie na pionowej osi umieszcza się inflację lub jej substytut w postaci stopy wzrostu płac , a na osi poziomej bezrobocie.
Krzywa Phillipsa, mówi o tym, że zależność pomiędzy inflacją, a stopą bezrobocia jest odwrotna.

Ponieważ odblokowywanie gospodarek i wzrost konsumenckich nastrojów przy jednoczesnym wzroście stopy bezrobocia na naszym nieelastycznym rynku pracy będzie raczej procesem stopniowym niż nagłym, to wątpię, żeby przełożyło się to na szybki wystrzał inflacji, ale raczej na jej powolne podnoszenie się i utrzymywanie na poziomach 3,5-4% rocznie. To rozważania dotyczą jednak okresu najbliższego roku, może dwóch. Długoterminowo problem inflacji może leżeć gdzie indziej.
Populacyjny wpływ na inflację
Natknąłem się bowiem na ciekawe i nieznane mi wcześniej badanie przeprowadzone dla Międzynarodowego Funduszu Walutowego (MFW) w 2016 roku. Jego autorami są Mikael Juselius oraz Elöd Takáts. Dotyczy ono związku inflacji ze strukturą wieku w społeczeństwie. Jego wyniki wskazują na silny związek pomiędzy strukturą wieku populacji a poziomem inflacji i jest to związek utrzymujący się niezależnie od obszarów geograficznych, badanych okresów, czy przy utrzymywaniu stałych innych zmiennych.
Wynika z niego, że presję inflacyjną wywołują w gospodarce osoby zarówno bardzo młode, jak i bardzo stare. Te grupy bowiem mają tendencję do konsumowania więcej, niż produkują, co w zasadzie nie powinno dziwić, bo najczęściej nie stanowią oni (już lub jeszcze) siły roboczej. Ludzie w wieku produkcyjnym z kolei więcej produkują, niż konsumują i działają na gospodarkę deflacyjnie.
Wpływ różnych grup wiekowych na krajową inflację w punktach procentowych po przebadaniu 22 zaawansowanych gospodarek w latach 1955-2014

Z tego samego badania wynika, że struktura wieku mocno przyczyniła się do ograniczenia inflacji w latach 1970-2010 i jednocześnie ta sama struktura ma oddziaływać na te analogiczne gospodarki pro-inflacyjnie w latach 2010-2050. Polska z wiadomych względów niekompatybilnego ustroju nie była brana pod uwagę w badaniach, ale przy obecnej strukturze naszej gospodarki można by zapewne spodziewać się podobnych wniosków.
Wpływ struktury wiekowej populacji na inflację w latach 1970-2010 oraz prognozowany wpływ struktury wiekowej na inflację w latach 2010-2050

Obecnie znaczna część osób z wyżu demograficznego popularnie nazywanego „Baby Boomers” zbliża się do wieku emerytalnego, co wprost przełożyć może się na presję inflacyjną. Będzie ona, co prawda nieco zanegowana przez malejącą liczbę młodych ludzi i rosnący średni wiek emerytalny, ale MFW jasno twierdzi, że w nadchodzących dziesięcioleciach inflacja będzie nadał o kilka punktów procentowych wyższa niż kiedyś. Obecna i prognozowana do 2049 roku struktura wiekowa populacji dla Polski tylko wspiera te rozważania.
Piramida płci i wieku dla Polski w 2015 roku oraz prognozowana na 2049 rok

Za około 30 lat najliczniejszą grupę wiekową mają stanowić u nas ludzie w wieku 55-75, a więc osoby w wieku przedemerytalnym lub emerytalnym. W miarę upływu czasu nasza piramida wiekowa będzie więc działać na korzyść rosnącej inflacji i to może być kolejny problem na późniejsze lata, który będzie bardzo ciężko rozwiązać bez odpowiednich reform emerytalnych lub zachęt do samodzielnego wydłużania swojego wieku emerytalnego.
Do zarobienia!
Piotr Cymcyk
Tutaj obiecane dodatkowe linki, gdzie już pisaliśmy o inflacji:
- Inflacja – cichy zabójca pieniędzy
- Inflacja 3%, a w portfelu 10% mniej. Coś tu się nie zgadza!
- Czy powinieneś obawiać się dziś inflacji?! | DNA Rynków #298
- Co na pewno NIE ochroni Cię przed inflacją? | DNA Rynków #306
Materiały DNA Rynków, w szczególności aktualizacje Strategii DNA Rynków, Analizy spółek oraz Analizy sektorów są jedynie materiałem informacyjno-edukacyjnym dla użytku odbiorcy. Materiał ten nie powinien być w szczególności rozumiany jako rekomendacja inwestycyjna w rozumieniu przepisów „Rozporządzenia Delegowanego Komisji (UE) nr 2016/958 z dnia 9 marca 2016 r. uzupełniającego rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) nr 596/2014 w odniesieniu do regulacyjnych standardów technicznych dotyczących środków technicznych do celów obiektywnej prezentacji rekomendacji inwestycyjnych lub innych informacji rekomendujących lub sugerujących strategię inwestycyjną oraz ujawniania interesów partykularnych lub wskazań konfliktów interesów”. Skorzystanie z materiału jako podstawy lub przesłanki do podjęcia decyzji inwestycyjnej następuje wyłącznie na ryzyko osoby, która taką decyzję podejmuje. Autorzy nie ponoszą żadnej odpowiedzialności za takie decyzje inwestycyjne. Wszystkie opinie i prognozy przedstawione w tym opracowaniu są wyrazem najlepszej wiedzy i osobistych poglądów autora na moment publikacji i mogą ulec zmianie w późniejszym okresie.