Co musisz wiedzieć zanim kupisz spółkę przed debiutem (IPO)?
Ostatnio coraz więcej słyszymy o giełdowych debiutach. Przy czym zazwyczaj słysząc „debiut” , „emisja” „ipo” inwestorzy myślą, że wszystko wygląda tak samo. Tymczasem nie każdy debiut jest taki sam i nie zawsze po zakupie akcji można nimi od razu handlować. Rodzajów debiutów, tzw. „IPO” jest na rynku naprawdę sporo i jeśli nie będziesz wiedzieć, na co trzeba zwrócić uwagę przed swoim zapisem, to możesz ryzykować bardzo dużo swojego czasu i swoich pieniędzy.
Jeśli chcesz wiedzieć, jakie pułapki mogą czekać na inwestorów przy różnych debiutach oraz na co trzeba zwracać szczególną uwagę, to warto, żebyś posłuchał naszej rozmowy z dr Kamilem Gemrą, który swoich doświadczeń z rynkiem IPO ma naprawdę sporo.
Jeśli nie możesz oglądać materiału, to poniżej znajdziesz całą transkrypcję naszej rozmowy z Kamilem, a jeśli decydujesz się na oglądanie, zamiast czytania, to gorąca prośba o zostawienie suba! Dzięki temu nie ucieknie Ci kolejny odcinek!
Całą rozmową obejrzysz poniżej
Co musisz wiedzieć zanim kupisz spółkę przed debiutem?
Poniżej znajdziesz pełną transkrypcję rozmowy Pawła Cymcyka (PC) z Kamilem Gemrą (KG):
PC: Jest ze mną doktor Kamil Gemra. Człowiek z SGH i jednocześnie osoba, która na relacjach inwestorskich zjadła zęby. Cześć Kamil!
KG: Cześć, witam.
PC: Kamil ma za sobą parę ładnych lat pracy w branży relacji inwestorskich i do tego również doświadczenie na rynku. Dlatego wspólnie porozmawiamy o tym, jak to jest z tymi giełdowymi debiutami. Okazuje się, że rodzajów debiutu jest parę, na niektóre rzeczy warto zwracać uwagę bardziej, a na niektóre mniej. Jest też część rzeczy, na które inwestor powinien zwracać uwagę szczególnie. Zacznijmy jednak od tego, co było naszym pierwszym IPO, bo już przed programem ustaliliśmy, że jesteśmy trochę już dinozaurami.
KG: Moje pierwsze IPO to chyba był 2009 rok i wejście PGE na GPW. Pamiętam dokładnie, że to był jeszcze czas udzielanych kredytów pod IPO. Ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu po zapisie na kilka tysięcy złotych dostałem akcji za kilkanaście złotych, więc milionów nie było, bo tego kredytu nie brałem. Pamiętam, że redukcja wyniosła bodajże 99.9%, a potem cały ten program akcjonariatu obywatelskiego zmieniono na tyle, że maksymalny zapis mógł opiewać na bodajże kilkanaście tysięcy złotych. To była moja pierwsza przygoda z IPO, a wcześniej to już były inwestycje bezpośrednie, bo moja pierwsza inwestycja to był rok 2007. Wszedłem na rynek w kwietniu 2007 i kupiłem akcje Mostostal Export. Wygraliśmy potem organizacje Euro2012, więc spółka wzrosła chyba razy dwa. Oczywiście myślałem, że będzie rosło do nieba, a skończyło się na minus 90% po półtora roku.
PC: Myślałeś, że będzie rosło razy dwa każdego miesiąca po prostu.
KG: Tak, no tyle stadionów mieliśmy przecież wybudować, więc spodziewałem się wielkich inwestycji. Tam też jest historia tzw. mitycznego inwestora, który miał wyłożyć masę kasy i ciągle stał tuż za rogiem. Tylko chyba niestety do dzisiaj z tego zza rogu nie wyszedł.
PC: Jak ja myślę o swojej inwestycji pierwszej w IPO, to wydaje mi się, że to było PKO BP w 2004 roku, ale nie jestem pewny. Najlepsze IPO z kolei, które pamiętam to było PZU. Kokosów oczywiście to nie dało, bo były ograniczenia, ale najlepiej zapadło mi w pamięć. Tylko to oczym mówimy, to są takie klasyczne wejścia na giełdę. Zróbmy więc najpierw taki fundament naszej rozmowy i powiedzmy o tym, jak wygląda taki klasyczny debiut na giełdzie. Większość osób stawia przy każdym debiucie znak równości, a tak nie jest. Zbudujmy więc podstawy i powiedzmy, jak wygląda proces IPO od zera.
KG: To jest bardzo ciekawy temat, bo ja faktycznie też widzę, że inwestorzy nie rozróżniają tych różnych procesów pozyskiwania kapitał, a tych jest bardzo dużo. Można wziąć udział w crowdfundingu, ofercie publicznej, ofercie prywatnej itd. Taki klasyczny proces IPO, to choćby ostatnio debiut Pepco Group. Trzeba ten proces podzielić na dwa rodzaje. Pierwszy to oferta publiczna kierowana do nieoznaczonego adresata i można ją szeroko reklamować. Mamy wtedy zatwierdzenie prospektu emisyjnego, chociaż akurat w przypadku Pepco, czy Allegro, to jest nostryfikacja prospektu z zagranicy, ale to dla inwestora nie ma żadnego znaczenia. Ten prospekt to dokument, który ma nam pomóc podjąć decyzję inwestycyjną i zatwierdza go w Polsce KNF. Z perspektywy inwestora cały proces trwa stosunkowo szybko. Jest tam jakiś tydzień na zapisy po zatwierdzeniu prospektu, potem po 2-3 tygodniach mamy debiut i możemy sobie te akcje sprzedać. Sam proces jest więc z perspektywy inwestora stosunkowo szybki. Z perspektywy emitenta jest to już trochę bardziej skomplikowane i kosztowne. Żeby to się w ogóle firmie opłacało, to lepiej, żeby wchodziła na główny rynek GPW, a tam potrzeba kapitalizacji rzędu 15 mln euro na start. Te małe spółki gamingowe, które debiutowały, to nie jest ta historia, a wielu inwestorów tego nie rozróżnia. Z perspektywy emitenta wejścia na rynek trwa całkiem sporo.
PC: Ile?
KG: Najkrótszy proces, jaki widziałem to jest 3-4 miesiące.
PC: NajKRÓTSZY.
KG: Tak, czasami to jest nawet rok.
PC: W tym czasie może się przecież firma zmienić.
KG: Może jak najbardziej. Plus jest taki, że z perspektywy inwestora mamy tutaj dużą płynność. To emitent sobie czeka, a inwestor ma potem całość załatwioną w miesiąc, ale w innych IPO już jest na odwrót.
PC: Czyli ten klasyczny proces, to dla inwestora szybka piłka. Mamy prospekt, sporo informacji, jest decyzja i handlujemy pod warunkiem, że jest płynność, ale przy takich większych IPO to z reguły żaden problem.
KG: Tak jest. Ważne jest również to, że inwestor ma kilka zabezpieczeń. Mamy prospekt zatwierdzany przez KNF, mamy Dom Maklerski, który jest nadzorowany przez KNF i ma swoje regulacje i komitety inwestycyjne decydujące o tym, czy DM angażuje się w ten proces, czy nie. Można czuć się w miarę bezpiecznie, ale to oczywiście nic nie gwarantuje.
PC: Mieliśmy parę takich przykładów jak choćby niesławny GetBack.
KG: Takie sytuacje zdarzają się na całym świecie. Pytanie tylko ile ich jest w całości. W każdym razie trzeba wiedzieć, że jest raczej bezpiecznie, ale gwarancji nie ma nigdy. Warto też uświadomić inwestorom, bo wielu o tym nie wie, skąd bierze się cena emisyjna, po której jest sprzedawana spółka. Zazwyczaj jest przy emisji podawany przedział ceny emisyjnej „od do”. Znamy minimum i znamy maksimum. Wiele osób jest zdziwionych, że inwestor indywidualny ZAWSZE zapisuje się po cenie maksymalnej.
PC: No zawsze pod górkę!
KG: Zawsze pod górkę, a do tego muszą zablokować środki. Nie można sobie kliknąć, że chcę 1000 akcji Pepco i kiedyś tam wpłacę gotówkę. Trzeba mieć zablokowane środki na rachunku, które odpowiadają temu, co chcemy kupić w zapisie. Gdy dochodzi do redukcji zapisów, to wszyscy indywidualni są redukowani tak samo, ale jest też ciemniejsza strona IPO dla inwestora indywidualnego, czyli inwestor instytucjonalny.
PC: Ten silniejszy, który ma więcej kasy.
KG: Dokładnie. Zazwyczaj w takich procesach nawet 95% oferty kierowane jest do instytucji. Co ciekawe, oni zapisują się po cenie, jaką chcą. Składają deklaracje i nie muszą blokować gotówki. Zazwyczaj po zapisach dla inwestorów indywidualnych jest 1-2 dni tzw. book-buildingu. To jest moment składania deklaracji przez instytucje. Załóżmy, że mamy widełki od 21 do 29 zł. Przychodzi duży inwestor i mówi, że weźmie połowę emisji po 23 zł. W efekcie jest duże prawdopodobieństwo, że to jest właśnie cena, po jakiej zostanie zrealizowane to IPO, bo mamy od razu pokrytą połowę emisji. Kto i ile kupi z instytucji to jest decyzja Domu Maklerskiego, który oferuje akcje i zarządu spółki. Tam nie ma solidarnej redukcji.
PC: Czyli tak trochę trzeba mieć dobre plecy!
KG: W pewnym sensie tak. To są absolutnie subiektywne decyzje i to najczęściej właśnie na tych cenach wywalczonych przez instytucje kończy się potem emisja.
PC: Z tego, co mówisz, to stwierdzenie „inwestor indywidualny jest planktonem IPO” bardzo temu odpowiada. Niewiele można zrobić, trzeba się podpiąć pod wieloryba i liczyć na to, że płynie w dobrą stronę.
KG: W pewnym sensie tak. Była taka emisja spółki budowlanej PBO Anioła. Zarząd stwierdził, że cena oferowana przez instytucje jest za niska, więc całą emisję sprzedał indywidualnym. Należałoby zadać pytanie, co stało się ze spółką PBO Anioła.
PC: Nie istnieje.
KG: No właśnie. Zbankrutowała. To nie jest oczywiście wina indywidualnych, ale może jednak instytucje wyczuły pismo nosem i nie do końca przekonała ich ta emisja. Oczywiście upraszczam, ale wiadomo, o co chodzi. Z perspektywy Domu Maklerskiego kluczowe jest, żeby dobrze „ustawić książkę”. Musi być jakiś jeden duży inwestor, kilka mniejszych instytucji i indywidualni. Na Twitterze są często dyskusje o tym, czemu nie sprzedać wszystkiego indywidualnym. No dlatego, że zmienność akcji będzie gigantyczna. Podczas IPO sprzedajemy np. 30% spółki, a 70% zostaje u właścicieli. Być może będą chcieli też sprzedać resztę w przyszłości i muszą myśleć strategicznie. IPO to tylko jeden z etapów budowy wartości spółki i zawsze trzeba myśleć, co potem. Z tej perspektywy instytucje w IPO muszą być i zawsze mają lepszą pozycję.
PC: Zanim przejdziemy do tych innych typów IPO. Powiedziałeś, że cena wynika z tego, jak instytucje podeszły do tematu. Miałeś pewnie okazję uczestniczyć w tych rozmowach. Czy to są takie egipskie negocjacje? Zarząd mówi, że chce 100, a instytucje, że da 7 i tak się sprzeczają.
KG: Aż tak to nie. Nie jest to bazar w Hurghadzie, gdzie negocjujemy od 10% wartości, a kupujemy po 15%. Jest zaufanie do Domu Maklerskiego, który podpisuje się pod tym przedziałem. Oczywiście są sytuacje, gdzie instytucje stoją poniżej widełek i proces się nie udał, a oferta została zawieszona. Później mówi się, że oferta jest zawieszona ze względu na trudne warunki rynkowe. To właśnie są te trudne warunki. Zazwyczaj jednak poruszamy się w tych widełkach. Wszystko zależy od tego, jak atrakcyjna jest spółka i rynek. Pamiętam, że była druga oferta Selvity i ona przechodziła z NewConnect na główny rynek. Tam negocjowano cenę powyżej widełek, bo był tak duży popyt. Instytucje tak bardzo chciały kupić akcje, bo akurat było ich bardzo mało.
PC: Pamiętam jeszcze sytuację na spółce Dino, gdzie indywidualni zapisali się po X, a instytucje kupowały drożej. Czasem więc ten indywidualny inwestor dostanie jakiś bonus.
KG: Czasem tak się uda, ale pamiętajmy, jakie kto ma tickety inwestycyjne, czyli ile wkłada. Jeśli indywidualny włoży 10 tysięcy i zarobi 15-20%, to nominalnie są to jakieś pieniądze. Instytucja jednak wkłada kilkadziesiąt milionów, więc nawet jeśli zarobi 10%, a nie 15%, bo ma wyższą cenę, to jednak mówimy o zupełnie innych pieniądzach. Dlatego oni są w stanie czasem zaakceptować wyższą cenę.
PC: A z punktu widzenia inwestora, jakie są najważniejsze elementy IPO. Jakbyś musiał spojrzeć na kilka najważniejszych elementów, to co by to było?
KG: Przede wszystkim musimy wiedzieć, w jakim IPO bierzemy udział. Trzeba też mieć jakąś konkretną strategię inwestycyjną na to IPO. Czy ja realizuję tzw. underpricing, czyli biorę udział w IPO i pierwszego dnia co by się nie działo sprzedaję akcje. Biorę udział w każdym IPO i zawsze sprzedaje pierwszego dnia. Zazwyczaj wychodzi, że jednak zarobimy. Patrzymy, czy możemy zamrozić tyle gotówki, czy nie ma innych okazji i bierzemy udział. Prosta sprawa. Możemy sobie sprawdzić odbiór medialny tego IPO. Co mówią o nim instytucje, bo zazwyczaj fundusze wypowiadają się o danym IPO w mediach.
PC: Są też przecieki czasem o tym, jaka będzie cena finalnie, jeśli zainteresowanie było mocno powyżej lub mocno poniżej oczekiwań. Niestety dla indywidualnego to już wiedza po zapisie, ale dalej jakiś ogląd czego się spodziewać.
KG: Zdradzając trochę kulisy powiem, że wpływ indywidualnych inwestorów na cenę jest minimalny, ale wracając do strategii na IPO. Drugi sposób to już klasyczne inwestowanie. Robię analizę i myślę, czy widzę tutaj jakąś wartość i niedoszacowanie. Potrzymam ją rok, dwa, trzy i sprzedam wtedy. To są dwa podstawowe modele inwestowania w IPO.
PC: Czyli albo biorę pasywnie, wszystko jak leci, albo aktywnie wybieram to, co najlepsze. To teraz przejdźmy do tych nietypowych sposobów na finansowanie. Jak można wejść na giełdę, nie wchodząc na giełdę?
KG: Można na przykład wejść też na NewConnect, który przeżywa drugą młodość po 14 latach. Nie komplikując za bardzo, to spółki, które chcą wejść na NC, mogą to robić na zasadzie crowdfundingu. Są do tego platformy, można przeanalizować spółkę i kupić. Tam nie ma zazwyczaj inwestora instytucjonalnego, tylko jest jakaś cena i kupujemy.
PC: Takie „Kup teraz”
KG: Zgadza się, a do tego nie ma redukcji, tylko kto pierwszy ten lepszy. Zamknie się emisja to koniec. Jeśli ktoś lubi dłużej pospać, to może przespać moment. Ważne jednak, że tutaj na rynku NC moment pozyskania kapitału, a moment debiutu jest od siebie bardzo oddalony.
PC: Pozyskanie, czyli inwestor wpłaca kasę, a debiut, czyli może handlować akcjami.
KG: Tak, to jest bardzo długi okres. Od kilku miesięcy, do nawet kilkunastu miesięcy.
PC: Kilkanaście miesięcy, gdzie nic nie można zrobić.
KG: Jesteśmy właścicielami akcji, ale nic nie możemy zrobić. Tak. Części osób wydaje się, że jak jest debiut na NC, to była emisja, a oni ją przespali. Nieprawda, te procesy po prostu bardzo długo trwają. Jak robimy nową emisję, to akcje musi zarejestrować sąd i to przez pandemię już jest mocno wydłużone. Na starcie mamy 3-4 miesiące. W międzyczasie można prowadzić pracę nad dokumentacją, która jest składane na giełdę, bo to giełda decyduje, czy ktoś może wejść na NewConnect. Nie jest więc tak, że w tym czasie oczekiwania na akcje nie można nic robić. Ostatnio jeden z przedstawicieli giełdy ostatnio mówił, że takich dokumentów oczekujących na zatwierdzenie przez giełdę jest około 70.
PC: Czyli obecnie mamy 70 emisji, które się odbyły, a proces trwa dalej.
KG: Tak jest, dlatego pamiętajmy, że jeśli ktoś pozyskał kapitał rok temu i tych pieniędzy nie przejadł, to po roku, kiedy spółka debiutuje, to może być już zupełnie inna firma. Wzrost x2, czy x3 na otwarciu wcale nie musi więc wynikać ze spekulacji, ale po prostu ta firma przez te kilkanaście miesięcy mogła się rozwinąć za ten kapitał, bo pamiętajmy, że my wpłacamy kasę i firma może z niej korzystać, zanim w ogóle będzie debiut.
PC: A nad dokumentem informacyjnym tez pracuje firma?
KG: Nie, to trzeba mieć specjalnego autoryzowanego doradcę. Specjalny podmiot z licencją giełdy.
PC: Wtedy jak ten dokument już jest napisany, to jest automat i giełda zatwierdza debiut?
KG: Nie, giełda może mieć pytania, jakieś uwagi. To już więcej powiedziałby przedstawiciel GPW, ale skala poczekalni dzisiaj, te 70 spółek to jest naprawdę sporo i trzeba pamiętać, że z jednej strony ważne jest, w jaką firmę inwestujemy w tym wypadku, a drugiej na to, kto jest jej autoryzowanym doradcą. Ile ten doradca tych dokumentów już przeprocesował? Nie będę tu reklamował nikogo, ale szukajmy takich, którzy faktycznie to już robili. Jeśli kapitał pozyskuje się dziś, a mamy złego doradcę, to według mnie nie ma szans na IPO w tym roku.
PC: A gdzie to można sprawdzić, ile kto zrobił takich procesów?
KG: To na stronie doradcy będą spokojnie takie informacje. W emisjach NC jakbym miał powiedzieć na co patrzeć, to oczywiście wycena, co to jest za spółka, ale koniecznie również na doradcę. Niech inwestor będzie świadomy, że proces debiutu na NC trwa długo, a wiele razy już słyszałem o to od inwestorów pretensje. Nie chcę, żeby to brzmiało jak antyreklama takich IPO, bo wcale nie o to chodzi. Tam są naprawdę ciekawe stopy zwrotu, ale jest ryzyko płynności i zmiany otoczenia biznesowego. Rok temu sporo inwestowano w mały gaming, który teraz będzie debiutował, a jednak dzisiaj sentyment do polskiego gamingu, jest trochę gorszy. To też są ryzyka, ale nie siejmy defetyzmu, bo na tych debiutach da się dobrze zarobić.
PC: Czy debiut na NC odróżnia się jeszcze jakoś od klasycznego debiutu?
KG: Chyba nie ma widełek albo są bardzo rozszerzone. Nie jestem pewien. W każdym razie skala zmian na debiucie może być o wiele większa. Oczywiście jak coś rosło po kilkaset procent, to parę dni nie mogło się otworzyć.
PC: Jak debiut Banku Śląskiego w 1994 roku.
KG: Pewne mechanizmy ewidentnie się nie zmieniają.
PC: Jakieś jeszcze rodzaje IPO. Odwrotne przejęcie?
KG: To jest wykorzystanie tej nieefektywności, że procesy trwają tak długo. Tak samo ma być z tą Ekipą na giełdzie.
PC: Tak, rozmawialiśmy o tym z Łukaszem Mickiewiczem. To jakie tam są ryzyka. Nie mówię o tej Ekipie, ale ogólnie w tych odwrotnych przejęciach.
KG: Pytanie, jakie mamy akcje. Czy kupiliśmy akcje spółki na NC, która będzie podlegała odwrotnemu przejęciu. Możemy handlować tymi akcjami itd., czy może mamy akcje firmy, która będzie przejmowała tę firmę notowaną na NC. Ten drugi sposób, to znowu problem z płynnością. Statystycznie faktycznie ten proces trwa krócej niż wprowadzenie spółki na NC od zera. Nie jakoś wybitnie krócej, ale krócej. Problemem jest KRS, bo trzeba przestawić plan połączenia itd. To wszystko też trwa. Jeśli mamy akcje, które są niedopuszczone do obrotu, a spółka, która ma być przejęta, rośnie na rynku, to potem okazuje się, że jak w końcu nasze akcje zostaną dopuszczone do obrotu, Ci „nowi” akcjonariusze zobaczą, ile są rzekomo warte ich udziały i rzucą się do sprzedaży, a jak każdy sprzedaje, to pytanie, kto kupi. No i wtedy mamy kiepską historię. Oczywiście to nie jest żadna reguła.
PC: Trzymając się analogii do tej Ekipy Friza, to ja widziałem na YT, jak ludzie pokazywali, że kupują akcje Ekipy, a oni de facto kupują akcje Beskidzkiego Biura Inwestycyjnego, które z Ekipą nie ma dziś nic wspólnego.
KG: No tak, bo tam przecież jest tylko jakiś list intencyjny, a to nic nie znaczy. To wyrażenie woli współpracy, a wola potem może się odwrócić. Bierzmy pod uwagę zawsze wszystkie ryzyka. Pracuję teraz w Zakładzie Zarządzania Ryzykiem w SGH, stąd moja tendencja do szukania wszelkich ryzyk, ale pamiętajmy, że ryzyko to też zawsze szansa.
PC: Pewnie, przecież taki CD Projekt też wszedł na giełdę za pomocą odwrotnego przejęcia spółki Optimus.
KG: Zgadza się, to nie jest tak, że odwrotne przejęcie to coś złego. Zawsze pamiętajmy tylko, żeby wiedzieć, w czym w ogóle bierzemy udział. Jeśli ktoś to akceptuje i wierzy w to, że będzie to super biznes, to niech wchodzi. Najgorsza sytuacja to misselling, gdzie ktoś kupił akcje, ale nie tego, co myślał, że kupił, albo myślał, że będzie mógł nimi zaraz handlować, a tu okazuje się, że nie. Wtedy to jest nieuczciwe.
PC: Czyli jako nietypowe debiuty to mamy sytuację na rynku NewConnect, odwrotne przejęcia i crowdfunding.
KG: Crowdfunding to jest tak naprawdę połączony z tym rynkiem NewConnect, więc nie bardzo jest się nad czym rozwodzić. To tylko inny formalnie sposób na pozyskanie kapitału. Najważniejsze w tych innych, niż klasyczne procesy IPO jest fakt, że moment pozyskania kapitału jest dużo wcześniejszy, niż moment debiutu. To jest absolutnie najważniejsze.
PC: Powiem Ci w ogóle, że kiedyś spotkałem osobę, która pytała mnie, jak kupić akcje firmy, w której pracuje, bo to jest spółka akcyjna. Nie kojarzyłem takiej firmy i okazało się, że ona w ogóle nie jest notowana. Pytam więc, czy ta spółka jest publiczna i słyszę, że przecież to jest spółka akcyjna, więc przecież musi mieć akcje notowane!
KG: To jest w ogóle inny temat, bo ten problem też występuje. Dobra zmiana, która się ostatnio zadziała to przymusowa dematerializacja wszystkich akcji spółek, czyli nie ma już papierków. Ja jestem sobie w stanie wyobrazić przyszłość, w której za pomocą technologii blockchain będzie można handlować wszystkimi akcjami, wszystkich spółek akcyjnych. Oczywiście pod kątem technologicznym, bo nie wydaje mi się, że giełda i regulator odpuści możliwość kontrolowania rynku. Pewnie to jest marzenie wielu osób, ale jeśli chodzi o kwestie regulacyjne, to myślę, że może być problem.
PC: Podsumujmy to teraz. Przede wszystkim, zanim wejdziesz w jakiekolwiek IPO, to musisz wiedzieć, co to jest za typ IPO!
KG: Tak, a poza tym kiedyś usłyszałem, że podstawą do zrobienia dobrej kiełbasy z grilla jest przede wszystkim posiadanie… dobrej kiełbasy. Tak samo jest z rynkiem. Poza wiedzą, jakie to IPO, trzeba znaleźć dobrą spółkę. To, że statystycznie strategia underpricingu działa, nie zwalnia nas z obowiązku sprawdzenia, w jaką my w ogóle spółkę inwestujemy.
PC: Dodałbym jeszcze jedną rzecz, jak rozpoznać dobre IPO. Spójrzmy, na co mają być przeznaczane te pieniądze.
KG: Tak, tak. Spotkałem się też z tym że wiele osób dyskredytuje IPO pod kątem tego, że jest to sprzedaż istniejących akcji, a nie nowa emisja. To kompletna nieprawda. Wiele dobrych spółek nie emitowało nowych akcji, bo nie potrzebowało nowego kapitału, np. Livechat, czy Dino. Czasem po prostu ten właściciel musi się trochę spieniężyć, albo inwestor strategiczny musi kiedyś wyjść z tej inwestycji. Oczywiście zdarzą się wpadki, że fundusz Private Equity podmaluje trawę na zielono. Tylko że nie można od razu tylko na bazie tej informacji, że to sprzedaż obecnych akcji dyskredytować IPO. Z perspektywy inwestora pewnie jakoś tam lepiej jest wejść w debiut, gdzie jest emisja, jest pozyskiwany kapitał i są jakieś nowe cele, ale to nie jest pewnik.
PC: To warto zaznaczyć. Nic nie jest pewne. Zresztą nawet w kontekście tych celów emisji, to przecież cele celami, ale pieniądze w firmie nie są znaczone i równie dobrze mogą pójść na coś zupełnie innego, a dopiero przyszłe zyski mogą być przeznaczone na te cele wspomniane w ofercie.
KG: Zgadzam się. Ja jeszcze tylko na koniec po raz n-ty zaapeluję, żeby wiedzieć zawsze, w czym bierze się udział, a w ogóle zachęcam do brania udziału w IPO, bo to są często bardzo ciekawe oferty.
PC: A historia i nauka też pokazują, że jeśli będzie faktycznie brało się udział we wszystkich IPO, to w długim terminie wyjdziemy na swoje. Wydaje mi się, że temat IPO można uznać za zamknięty, ale jestem ciekawy, jakie doświadczenia z IPO mają nasi widzowie. Koniecznie dajcie nam znać w komentarzu, co o tym myślicie.
Do zarobienia!
DNA Rynków
Materiały DNA Rynków, w szczególności aktualizacje Strategii DNA Rynków, Analizy spółek oraz Analizy sektorów są jedynie materiałem informacyjno-edukacyjnym dla użytku odbiorcy. Materiał ten nie powinien być w szczególności rozumiany jako rekomendacja inwestycyjna w rozumieniu przepisów „Rozporządzenia Delegowanego Komisji (UE) nr 2016/958 z dnia 9 marca 2016 r. uzupełniającego rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) nr 596/2014 w odniesieniu do regulacyjnych standardów technicznych dotyczących środków technicznych do celów obiektywnej prezentacji rekomendacji inwestycyjnych lub innych informacji rekomendujących lub sugerujących strategię inwestycyjną oraz ujawniania interesów partykularnych lub wskazań konfliktów interesów”. Skorzystanie z materiału jako podstawy lub przesłanki do podjęcia decyzji inwestycyjnej następuje wyłącznie na ryzyko osoby, która taką decyzję podejmuje. Autorzy nie ponoszą żadnej odpowiedzialności za takie decyzje inwestycyjne. Wszystkie opinie i prognozy przedstawione w tym opracowaniu są wyrazem najlepszej wiedzy i osobistych poglądów autora na moment publikacji i mogą ulec zmianie w późniejszym okresie.